Muzeum Historii Polski Ilustrowany Kuryer Wojenny
Dzisiaj jest 12 grudnia 1928 roku Cena: 2 Mk Imieniny: Ady, Aleksandra, Dagmary
Redakcja: Muzeum Historii Polski w Warszawie, ul. Senatorska 35, 00-099 Warszawa, email: info@muzhp.pl

Tu jesteś: Strona główna » Społeczeństwo » Warszawa pod bronią!

Warszawa pod bronią!

(Korespond. Ilustr. Kuryera Codz.).

(Dokończenie).

Warszawa, 16 sierpnia

 

Na dworcu

            Trzecim barometrem sytuacyi jest tu, tak jak wszędzie, dworzec kolejowy (foxal).

            Zasypany, obłożony i obstawiony był on w czwartek, piątek i sobotę pakunkami, na których publiczność – przeważnie ta, co udaje się coraz tłumniej do Ameryki – przesypiała noce, rozkładając się z dziećmi i pierzynami, całkiem jak w domu. Dziś w poniedziałek ma już wygląd prawie normalny. Już nawet banda cyganek, co zajmowała osobny kąt przy dworcu, skrobiąc się rzęsiście po piersiach i głowie i miętosząc apetytne karty do gry w ręku, została widać wyprawiona w świat. Tylko narożny ogródek z herbaciarnią amerykańską dla żołnierza jest ciągle tak samo ożywiony do wieczora. Ogonek żołnierski wdzięczy się tam w sposób mniej lub więcej udatny do rozdawczyni ciepłego kakao, czekolady w tabliczkach i papierosów. Papieros jeden jest za darmo, reszta za niewielką opłatą, a całkiem już za darmo pogawędka z kamratami w chłodnym już ogródku.

            Cywilny tam wstęp wzbroniony, więc musiałem zadowolić się ciągnięciem za język tych, co stali tak jak ja pod parkanem. A mają ci żołnierze nieraz wiele do opowiadania, bo ot jeden był trzy razy w niewoli bolszewickiej i umie w bardzo udatny sposób naśladować starego litwaka, co przepasany czerwonym ręcznikiem, z okularami na nosie, z karabinem na plecach, z bagnetem na lufie, rewolwerem za pasem i szablą u boku przyszedł indagować i tłuc kolba polskiego „pana”.

            Ale cóż to siedzą pod parkanem za skulone postacie?

            Bolszewicy.

            To jeńcy dzisiaj wzięci i transportowani do obozu w Poznańskiem. Człowiek patrzy na nich ze zdziwieniem i dziwna jest ta rozmowa, co się tu toczy. Ano, oni biedni ludzie, niby tacy jak my, niby zmuszeni do wojny, bo pobór jest do 35 lat, nikomu nic złego nie zrobili, na co słyszą odpowiedź, że gdyby z karabinem weszli do Warszawy, toby się tak nie korzyli, lecz sprawili nam tęgą łaźnię. Z herbaciarni żołnierskiej dają im herbatę, bułki, papierosy, rozwiązują się języki. Panna z kantyny rozmawia z nimi po rosyjsku, kilku żołnierzy wdaje się z nimi w żywą dyskusyę po rosyjsku. Czarny kozak zaczyna dowodzić, że nie Rosya tej wojnie winna tylko Polska, ponieważ najechała ziemie jej nienależne. Prawie jawnie rozwija agitacyę za systemem sowietów. A to nie powinno być dozwolone i jeńców należy trzymać w odosobnieniu, czego zresztą samorzutnie zażądali obecni na miejscu Poznańczycy.

            Na kląbach przed dworcem żołnierze śpią gęsto pokotem.

            Jakaś kompania młodocianych żołnierzy przykucnęła pod parkanem, bo dopiero rano mają być na Pradze, dokąd ida do robót pomocniczych w składach.

 

W nocy

            Noc już.

            Ulicą Nowy Świat ciągną cztery długie chłopskie wozy wysoko wyładowane, a na nich typowa szlachta wiejska o szlachetnych twarzach i tęgich barach. Piękna panna krzepką dłonią kieruje parą karych. Jakiś swojak gra rolę przewodnika, lecz nie udała się wyprawa po nocleg. Na końcu wlecze się wózek mniejszy. Smutna kobiecina wiejska trzyma apatycznie małego konika i patrzy przed siebie kamiennym beznadziejnym wzrokiem, a na moje pytanie skąd są , odpowiada cichym głosem: „Z pod Mińska” - „Trzy tygodnie w drodze prawie bez zsiadania”.

            Stójkowy dał im jakieś wskazówki co do drogi, a potem na wspomnienie Mińska opowiedział o pomordowanych tam Polakach, którym za życia kazano grób sobie kopać.

            Przypomniało mi się także opowiadanie któregoś żołnierza tego wieczoru, jak żołnierz bolszewicki zamordował z pomiędzy jeńców wziętych do niewoli swego własnego brata Ukraińca, za to, że bł w przeciwnym obozie. Nie nie pomogły prośby i zaklinani na braterstwo.

            Od Pragi idzie oddział spracowanych żołnierzy z frontu. Między nimi jeden takie obdarty, że ledwie strzępy jeszcze wiszą i zupełnie nie zakrywają ciała. Twarz blada, oczy nieprzytomne. Żołnierz ten był 5 dni w niewoli bolszewickiej. Umknął z niej wprawdzie, lecz dotąd nie może przyjść do siebie.

            Na placu Saskim sobór stoi i błyszczy marmurowymi filarami portali. Bizantyjski Chrystus odcina się w aureoli złotej mozaiki z każdej strony skądkolwiek na niego patrzeć.

 

            Silny oddział straży obywatelskiej pomaszerował dziarskim, żołnierskim krokiem w stronę ulicy Wierzbowej.

                                                                                                                      M. Barliński

 

Ilustrowany Kuryer Codzienny, 19 sierpnia 1920 r.

 


Archiwum: