Muzeum Historii Polski Ilustrowany Kuryer Wojenny
Dzisiaj jest 12 grudnia 1928 roku Cena: 2 Mk Imieniny: Ady, Aleksandra, Dagmary
Redakcja: Muzeum Historii Polski w Warszawie, ul. Senatorska 35, 00-099 Warszawa, email: info@muzhp.pl

Tu jesteś: Strona główna » Społeczeństwo » Z „Bagateli”

Z „Bagateli”

            „Rycerz z łabędziem” historya romantyczna w 8 aktach, Branona Winawera   

            Nie mogłem poją, jak takiemu rutynowemu farsiście, jak p. Winawer, mogła się przytrafić taka „historya romantyczna”, aż mnie objaśniono, że rzecz ta postała za czasów pruskiej okupacyi w Warszawie. Jeśli tak, to nie dziw, że mu dowcip i humor nie dopisał i kto wie, czy to nie jedyny autor, któremu się wogóle wtedy śmiać chciało. A że najłatwiejszym sposobem wzbudzania śmiechu jest – parodya, tak niedaleko odbiegająca od – małpowania i przedrzeźniania się. p. Winawer sparodyował romantyczną historyę Lobengringa, niestety nie bez pewnych jeśli nie zamiarów, to min poważnych. I tu usiłowana powaga najbardziej mu zaszkodziła.

            Wszak znacie państwo – prócz Lobengringa - „Urzędową żonę”. To zrozumiecie dlaczego pani baronowa Nemeti, spłoszona z wilegiatury rewizyą żandarmów, posądzających ją o utrzymywanie stosunków z nieprzyjacielską zagranicą ( a rzecz dzieje się w Warszawie w maju 1915) i zaskoczona rewizyą w swoim mieszkaniu warszawskiem, godzi się w przeciągu pół godziny zostać żoną przypadkowo spotkanego w temże mieszkaniu – włamywacza, posiadającego dobry paszport angielski.

            Wszak żona przez ślub dostaje obywatelstwo męża, a opieka konsula angielskiego była wtedy wobec Rosyan bardzo skuteczna. Ale skąd się wział w Warszawie ten angielski włamywacz? Otuż nie był to właściwe żaden włamywacz, ale wysłannik baskich oserów, którzy jemu właściwie polecili przemycić do Warszawy Vanderweldewską odezwę antymilitarną, bo jako Polak znał język i mógł się łatwo porozumieć z warszawskimi towarzyszami. Prócz języka niewiele zresztą zachował polskości, pracując przez szereg lar jako elektrotechnik w Anglii. Dlatego stosunki warszawskie wydają mu się bardzo osobliwe, a sytuacyje, w jakie wpada, bardzo romantyczne.

            Bo proszę sobie wyobrazić! Opiekun partyjny Feyego Paromora (na takie nazwisko wystawiono paszport polskiemu Baronowi), towarzyszył Józef Łabędź wiedząc, że przybysza śledzi policya, zaprowadził go (wraz z bibuła) na nocleg do apartamentowców pani baronowej Nemeti, niedawno rozwiedzionej (pocztą) z swym węgierskim małżonkiem i żyjącej na wilegaturze, z której miała powrócić dopiero za trzy miesiące. O wyborze tego właśnie schronienia rozstrzygnęła ta okoliczność, że u baronowej służyła sistra Łabędzie, Janka. Paramor (zwany przez Łabędzia Marmorkiem) ulokował gdzieś bibułę i zabiera się do spanie, gdy Łabędź telefonuje, że dom otoczony przez żandarmeyę i również telefonicznie rozkazuje Pereyemu odegrać rolę – włamywacza. Za włamanie przesiedzi parę miesięcy w więzieniu, podczas gdy za polityczne przestępstwo przemycania nielegalnych odezw czeka go sześć lat więzienia i zesłanie na Sybir.

            Percy spakował więc „skradzione” przedmioty.  I wyniósł się na balkon, gdy żandarmi wpadli do mieszkania, urządzili (niestety i ze sceny) w znany sposób rewizyę, znaleźli bibułę i kładąc wszystko na karb baronowej. Obcej poddanej, odeszli. Wraca baronowa z ojcem i rozkochanym oddawna kuzynem Stefem, wszyscy biadają nad sytuacyą, a gdy panowie odeszli, Percy wraca z balkonu ze „skradzionemi” przedmiotami, uchodzi za włamywacza, ale ostatecznie proponuje baronowej wyjście Lobengrinowskie i otrzymuje zgodę. Ona mu się zresztą podobała już z portretu, a on jej z autopsyi. Zresztą małżeństwo ma być tylko urzędowe. To też Percy wnet po ślubie gdzieś przepada, a pani Paramore, wiedząc że mąż był eserem, zaczytuje się w Marksie, Beblu i innych towarzysza, póki przed nią nie staje mąż, by załatwić formalności – rozwodowe. Przy tem wyznaje mimowoli, że ją kocha i dlatego nie chce słyszeć o małżeństwie. Ona inaczej się na to zapatruje, a i heraldycznie usposobiona rodzina godzi się na sympatycznego Anglika, gdy on oświadcza, że jego paszport był fałszywy, a on jest prostym Pomeranem z Chrzanowa. Nie odstraszyło to Iry, która wprawdzie wie, że i to nazwisko jest mistyfikacyą, ale nauczona przykładem Elsy z Brahaucyi, nie chce wiedzieć nazwiska ukochanego. Wtedy on widząc, że u niej miłość silniejsza niż próżność rodowa, już nie chce słyszeć o rozwodzie.

            Z autorem, który się ukazał po ostatnim akcie, publiczność obeszła się życzliwe, kładąc brak humoru na – okupacyę pruską. Aktorzy czuli się dość zakłopotani niewyraźnemi rolami, które tylko p. Zbuckiemu (Łabędź) i p. Kalicińskiemu (adwokat Mamelok) pozostawiły pewne pólko do popisu. Zresztą p. Orunt-Bruczowa starała się być jak najelegantszą baronową by wraz z p. Brzeskim (Paramorem) stanowić piękną i miła parę, p. Fritsche jak najbardziej heraldycznym  O'Parnollem-Pelichnowskiem, p. Andruszewska jak najekskluzywniejszą ciocią Flyntglasową (przez ygrek), a p. Orzechowski jak najbardziej złotym Stefanem. Ale, że nie z każdego drewna można wyciosać Merkurego, starania te nie odniosły pełnego skutku, co spada wyłącznie na autora. Spodziewany się, że na drugi raz napisze jakąś mniej „romantyczną historyę”.

                                                                                                                                 Zastępca.

 

"Ilustrowany Kuryer Codzienny", 18 sierpnia 1920 r.

 


Archiwum: