Muzeum Historii Polski Ilustrowany Kuryer Wojenny
Dzisiaj jest 12 grudnia 1928 roku Cena: 2 Mk Imieniny: Ady, Aleksandra, Dagmary
Redakcja: Muzeum Historii Polski w Warszawie, ul. Senatorska 35, 00-099 Warszawa, email: info@muzhp.pl

Tu jesteś: Strona główna » Społeczeństwo » W SZPITALU

W SZPITALU

Michał  Dunin-Borkowski

Fakt autentyczny

 

     Sala ciężko rannych. Jest po północy; - krótka chwila spokojnego snu wymęczonych bólem rannych.

    Na sali półcień; w kącie  biała postać wtulona w fotel. Korzystając  z chwilowej ciszy odpoczywa pielęgniarka. Od czasu do czasu unosi się, przesuwa wzrok kolejno na każde łóżko i znowu głowę na pierś opuszcza, jakby przerażona strasznym widokiem trupich głów i rąk czerniejących na pościeli, przygnieciona okropnem, ciężkiem powietrzem, wyziewami z gnijących za życia ciał.

   Jednostajny szmer oddechów przerywa czasem okrzyk lub westchnienie z końca sali.

      Ranny majaczy. Piękna, choć prosta chłopska twarz zmienia ciągle wyraz; raz prosi o coś to znów rozkazuje.

      Pogruchotana noga leży jak kłoda, przymocowana rzemieniami do łóżka. Słowa i zdania bez związku przechodzą w rozmowę:

    „Antek! Daj karabin. Postoje za Ciebie. Ja i tak spać nie będę. Masz, weź płaszcz, mnie nie zimno, ja pochodzę”.

- - - - - - - - - - - - - - - -- - -- - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    „Biedne chłopcy! Pospali się jak barany. Nie dziwota! Cztery doby! A było ciepło!”

     „Bożę, za co my cierpimy! Toż za naszą ziemię bijemy się! Jakże dać swoim marnieć pod bolszewikiem. A za co ten naród cierpi! Wszędzie łuny, wszędzie łuny!!! Dopiero wczoraj oddalismy miasteczko, a już go pewno nie ma. Palą wsie, lasy! Ginie wszystko! Boże! Boże!

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

      „Stój? Co tam? Do porucznika? Porucznik dotąd nie śpi? Zaraz, czekaj! Niech pas włożę! Antek, weź karabin! Postoisz, ja zaraz wrócę. Ale, że porucznik dotąd nie śpi! No! No!”

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

      „Panie poruczniku, melduję posłusznie: plutonowy Kobrzyński Stanisław stawił się na rozkaz! Tak jest! Ja?! A dyć są starsze szarże w kompanii! To ujma dla nich będzie! Ja dowodzić kompanią?! Cóż!  Rozkaz, panie poruczniku. Czy  zaraz świtaniem? Będzie jeszcze rozkaz. Żeby choć ludzie śniadanie zjedli, bo znowu nie jedząc będziemy bić się cały dzień. Cześć!

   Ale że pan porucznik dotąd nie śpi?!”

- - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - -

  „Pewno znowu będzie ciepło! Niech go dyabli! Cztery dni, teraz parę godzin spoczynku i znowu do boju!

      Antek! Pośpij no jeszcze trochę!

      A śpi to, śpi! Dzieci! Pomyśleć, ile to w kraju obija się, a ty tłucz się, tłucz! I niech nie zabiją, to co z niego będzie? Zmarnieje! Świta już. Ładnie będzie. Ale, żeby nas tak oni zaszli, mogliby jak baranów pomordować, nimbym się dobudził”.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

     „Stój! Co tam? Rozkaz? Aż z pułku?! Dowódca drugiej kompanii. To ja! Gotowość do boju na godzinę 4-tą z rana. Wiedziałem, że tak będzie!

        Ale to już! Trzeba budzić!

        Chłopcy! Wstawaj! Wstawaj!

        Zbieraj się jeden z drugim!

        Rulować płaszcze – będzie gorąco.”

- - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

      „Kończyć, kończyć tam! Bo porucznik idzie.

Z tobą Ratkowski zawsze robota!

       Zbiórka w ordynku!~

       Chłopcy, jak porucznik przywita, krzyknąć raźnie!

       Stan dyable równo! Nie wyspałeś się?”

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

      „Panie poruczniku, melduję posłusznie: kompania do wymarszu gotowa.

      Spocznij!

      Czy zaraz mamy ruszać? Więc od razu na przełaj? Proszę o mapę, panie poruczniku.

      Droga nie pójdziemy, bo by nas widzieli. Tylko wprost. Tu zaraz mamy las, dalej pole, Az do miasta. Z kościoła, z wieży będzie nas widać już  na tej polanie. Trzeba ją  wskok przejść! Potem spokojniej w lesie. Od lasu zbożem, na kościół, już jak Bóg da!

       Spotkamy się w mieście! Cześć panie poruczniku!”

- - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

   Oho! Będzie gorąco!

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    „Chłopcy! Pójdziemy odbierać miasto! Tylko się nie bać, bo bać się nie ma czego. Ja wam to mówię! Wy wiecie, płaszczu mam sześć dziur, w czapce dwie, wszystko od kul jeszcze na ukraińskim froncie. A  zdrów jestem i cały. Nie każda kula trafia, a jak trafi to  nie zawsze zabija. Nie przyjaciel nie taki już straszny. Sami wiecie. A trzeba pokazać, że my lepsi jak Moskale. Oni dobrzy do rabunku! Wieś, miasto palić; kobiety, dzieci mordować  to dla nich robota! Widzicie co noc łuny. Całe niebo się pali! Polska ginie., chłopcy! Naród cały zginie! Trza się  bić!!! A na komendę uważać, jeden drugiemu podawaj, bo w ciżbie  ten co z kraju nie dosłyszy, iść spokojnie a kulom nie kłaniać się, bo zaraz głowę stracisz!”

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

     „Baczność!

     Pierwszy szereg dziesięć kroków naprzód! Na prawo i lewo w tyralierę rozsyp się! Naprzód marsz!”

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    „Równaj, równaj!

    Odległość trzymaj!

    Spokój chłopcy! Cicho! Porucznik z resztą z tyłu! W ostrem pogotowiu!”

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

     „Czy oni śpią?

     Psiakrew, ależ rosa! Już mam mokre nogi. Dowódca kompanii, a buty dziurawe.”

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    „Stój! Chłopcy, polana. Mogą nas zobaczyć. Skokami prędko, ale spokojnie. Uważać na pnie.

    Skokiem, bieg!”

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Twarz rannego przybiera wyraz siły, niezłamanej woli i energii.

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    „No chwała Bogu, las. Kto padł?  […]

     Uważnie chłopcy! Trzymaj odległość, bo zmylicie kierunek. Ależ gra! Dwie czy trzy już! Granat! Nie spali, psie krwie!!!

   Nie kłaniaj się Ratkowski! I Tuś dobry!...

   Stój!! Okop ich za zbożem. Chłopcy, prędko przez rów i do końca zboża biegiem!

   Na kościół wprost! Biegiem, biegiem!

  Kierunek na kościół!

  Ależ biją! Baterya cała!                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

  „Stój! Maszynka na środek, tu! Do mnie! Prędzej! Psiakrew! Z takiemi można coś zrobić!

   Prędzej, no!

   Odległość, sto!

   Salwą razem pal!

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    Władek, patrz, żeby mnie z tyłu który nie trafił!

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    Salwą! Pal!

   Twarz rannego nabiera wyrazu dzikości. Ręce kurczowo zaciska, całe ciało pręży się.

-- - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

    Bagnet na broń!

    Biegiem, biegiem!

    Hurra! Bij, bij! Już?!”

Nagle ranny skręca się cały i ciszę w Sali rozdziera straszny jęk bólu.

   Rany Boskie! Co to?

   Władek prowadź! Nie mogę! Kierunek na kościół!”

Miękkie ręce pielęgniarki unoszą bezwładnie zwisłe ciało z powrotem na poduszki.

  Ranny otwiera oczy.

„Miasto wzięte?!  I chwyta kurczowo rękę siostry.

„Cicho, cicho to nie front, to szpital, Zakopane.

 „Aa, siostrzyczka”.

   Na chwilę uśmiech rozjaśnia twarz, ale zaraz wyraz strasznego bólu wykrzywia ją.

    „Kość, kość! Włazi do środka, trzymajcie ! Siostro! Panie kapitanie! Proszę ciągnąć!

    Siostra wykrzywioną nogę uwalnia z rzemieni i układa z powrotem. Wzrok rannego pada na bezwładną nogę.

  „Nie będzie nogi. Boże! Co ja robić będę? Oni się biją! Ja chcę służyć, chcę bić się! Puście mnie!”

   „Nie pójdziesz, nie pójdziesz, cicho no! Cicho!”

   Ręce siostry trzymają mocno, a  oczy tak patrzą miłośnie, że ranny zaczyna ucichać.

   „Ale Warszawy nie dadzą! Powiedz siostrzyczko, prawda? Oj! Żeby na chwilę pójść, ja zaraz wrócę położę się z powrotem!

   „Nie dadzą, nie, leż cicho!”

Nagle twarz rannego rozjaśnia się i uśmiecha, jak do kogoś bliskiego, drogiego.

   „Widzisz, nie chciałaś puścić, a co by było. I jeszcze pójdę, tylko odpocznę.”

   Ranny zasypia. Cicho znowu na sali. Z drugiego tylko kąta słychać płacz, jakby dziecka. Szesnaście lat ma. Jutro odetną mu prawą rękę.

                                                   „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 21 sierpnia 1920 r.


Archiwum: