Polscy „bohaterowie powietrza”
Lotnicy nasi grzeszą brawurą i zbytkiem odwagi. - Paniczny lęk Budiennego przed polskimi lotnikami. - Stu zabitych w dwóch atakach. - Eskadry bolszewickie bezczynne
Kraków 29 września
W wychodzącem w Białymstoku piśmie żołnierskiem „Front” opowiada p. Teodor Kaszyński zajmujące szczegóły o naszem lotnictwie, uzyskane od podp. Serednickiego, szefa lotnictwa dwóch armii. Lotnictwo polskie powstawało w warunkach bardzo ciężkich, tworzyło się ono ze spuścizny technicznej po zaborcach, głównie niemieckiej. Nasz korpus lotniczy utworzony został z wielkim odsetkiem lotników z armii rosyjskiej. Ci właśnie – mówił podp. S. - są przeważnie na froncie.
Obecnie posiadamy szkoły pilotów: w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. Stamtąd też otrzymujemy nowych adeptów sztuki lotniczej. Instruktorami powyższych szkół są przeważnie Francuzi. W miarę jednak możności ustępują oni nauczycielom Polakom.
Lotnicy nasi mają dużo dobrych chęci. Nie zważają na nic. Inni lotnicy zapewne nie odbywaliby wzlotów na takich aparatach, jak niektóre nasze w poprzednich okresach. Rozmaite braki u tych samolotów zastępowała dobra wola lotników. Jest u nich nadmiar brawury i odwagi. Ale stają się one nieraz powodem wypadków.
- Czy nie możnaby temu zaradzić?
Szef lotników uśmiechnął się:
- Niema sposobu. Już powiedziałem: nie zważają na nic. I wie pan, trudno się dziwić. Podczas obrony Warszawy nasi lotnicy zniżali się do okopów nieprzyjacielskich na 20-30 metrów od ziemi. W jednym dniu, na przestrzeni: Radzymin, Nowomińsk, obrzucili nieprzyjaciela 2.000 kg. materyałów wybuchowych, nie licząc tysięcy wystrzelonych naboi. W armii V-ej współdziałali razem z piechotą.
- A jak współdziałają nasi lotnicy na froncie, tego najlepiej dowodzi radio-depesza Budiennego, wysłana do Trockiego, a przejęta przez nas i znajdująca się w Naczelnem Dowództwie. W depeszy tej Budienny, wspomniawszy, iż na widok samolotu polskiego żołnierze, słynnej do niedawna, armii konnej rosyjskiej porzucają wszystko, szukając w ucieczce ocalenia przed atakiem z góry, zaklina i prosi Trockiego o przysłania lotników bolszewickich, celem przeciwdziałania tej panice, która aparaty polskie szerzą wpośród kawaleryi Budiennego. Dodaje on, że w ciągu 2 ataków lotniczych polskich miał 100 żołnierzy zabitych.
- Bolszewicy posiadają około 10 eskadr lotniczych. Eskadra ich jednak składa się często z 2-3 aparatów, a czasem i aparat nosi tę nazwę... Obecnie są one bezczynne. Nie latają. Czemu? Dawniej brakowało im benzyny. Dziś – brak im może amarów, może jakichś części technicznych – niewiadomo. Bo pilotów mają wielu. Dość, że są nieczynni i eskadr nieprzyjacielskich narazie nie bierzemy w rachubę.
- A jaka jest wartość bojowa lotników bolszewickich?
Ppułkownik Serednicki odrzekł na krótko jakby mimochodem:
- Nie wykazali żadnej.
- Czy duże są straty eskadr nieprzyjacielskich?
- Poważne. Wspomnę też panu, że z pięciu wypadkach piloci bolszewiccy sami dobrowolnie poddali się nam wraz ze swymi aparatami.
Tyle podpułk. Serednicki. Obraz nie byłby zupełny, gdybyśmy nie przypomnieli tutaj o brawurowych lotach eskadry amerykańskiej im. Kościuszki, pozostającej na usługach naszej armii, oraz o eskadrze, operującej na froncie małopolskim, która dopomogła tak walnie do oczyszczenia wschodniej części naszego kraju.
Ilustrowany Kuryer Codzienny, 30 września 1920 r.